poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Kilka zdjęć kwartetu z koncertu w Urlach i wspomnienie z dawnych czasów

01. 04. 2012 wraz z Opium String Quartet i Panią Anną Seniuk wystąpiłyśmy z koncertem pasyjnym w Kościele Rzymskokatolickim w Urlach (o ideii naszych koncertów pasyjnych pisałam przy okazji występu w Sokołowie Podlaskim). Podobnie jak w Sokołowie, wykonałyśmy Siedem słów Chrystusa na krzyżu Josefa Haydna.
W kościele było strasznie zimno, miałam na sobie 2 swetry, rajstopy, spodnie (!!!!) na to koncertową spódnicę, a na to wszystko jeszcze coś w rodzaju wełnianego płaszcza (widać na zdjęciach, jak grubo jesteśmy ubrane!!!!), a i tak nie potrafiłam się rozgrzać. Ciężko się gra w takich warunkach, ale taka sytuacja zdarzyła mi się nie pierwszy raz. Generalnie, grając w kościele, trzeba liczyć się z tym, że może być bardzo, bardzo zimno.Każdy muzyk z resztą o tym wie.
Kiedyś, jeszcze na studiach współpracowałam z orkiestrą Warszawscy Wirtuozi. Mieliśmy koncert w Bazylice na Pradze w Warszawie, skądinąd wspaniałym kościele, o głębokiej, potężnej akustyce. Była zima, a w środku kościoła zimno nie do opisania!!! Wielokrotnie potem występowałam w tej bazylice, ale już nigdy tak tam nie zmarzłam, jak wtedy. Próby były koszmarem, instrumenty strasznie się rozstrajały. Para dosłownie leciała z ust! Bałam się, że skrzypce mi się rozkleją!!! Skończyło się na tym, że i próby i koncert grałam w kurtce oraz rękawiczkach z odciętymi palcami. Ale to jeszcze nic. Występowała z nami pianistka z Azji, Koreanka, Chinka lub Japonka, nie pamiętam już dokładnie. Na próbach była cieplutko ubrana, ale na koncert założyła wydekoltowaną suknię balową z odkrytymi ramionami. To było czyste szaleństwo! Nie wiem, do tej pory zastanawiam się, jak ona była w stanie zagrać ten koncert (a wykonywała koncert fort. f-moll F. Chopina, i poszło jej całkiem nieźle jak na takie zimno)! Czy tam w Korei tak szkolą ludzi, by byli w stanie zagrać w każdych, nawet najbardziej ekstremalnych warunkach? Prawdopodobnie tak. Ja nie byłabym w stanie w takiej kreacji zagrać nawet kilku nut przy takiej temperaturze, ręce mi grabiały nawet w kurtce i rękawiczkach! Dreszcz mnie przechodził, jak na nią patrzyłam, do tej pory to pamiętam. Ale cóż,jak widać, dla urody trzeba trochę pocierpieć. Zastanawiałam się potem, czy po koncercie ona rozchorowała się na zapalenie płuc, na oskrzeli czy krtani? Bo to, że musiała po tym zachorować, mam jak w banku!

A wracając do Urli-koncert udał się pięknie. Atmosfera, dzięki wspaniałej publiczności była na prawdę gorąca, więc po kilu pierwszych taktach, w ogóle nie odczuwałam już zimna. Dzieło Haydna, to tak wspaniała muzyka, że grając ją, można zapomnieć dosłownie o wszystkim (i wcale nie jest to przenośnia). a Pani Anna Seniuk przeszła samą siebie recytując teksty pasyjne! Było na prawdę zjawiskowo!

A to już zdjęcia z koncertu:-)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz