piątek, 4 maja 2012

Artykuł w marcowym numerze Muzyka 21

Ponieważ mój tata był redaktorem muzycznym, a mnie od lat ciągnie w stronę dziennikarstwa, od jakiegoś czasu staram się łączyć granie i pisanie (czego wynikiem jest ten blog:-)
Zawsze lubiłam pisać, wypracowania szły mi jak z płatka, marzyłam, żeby napisać kiedyś powieść. Oczywiście pewnie to marzenie nigdy się nie ziści, bo nie mam nigdy czasu ani cierpliwości żeby ten pomysł zrealizować. Poza tym, nigdy jeszcze nie przyszła mi do głowy na tyle interesująca i przekonująca historia, bym ją opisała. Musiałabym być stuprocentowo pewna, że to, co napiszę byłoby warte trudu i na prawdę interesujące dla innych. No a poza tym nie mam warsztatu....Uwielbiam kryminały, ale nie potrafiłabym wymyślić intrygi-za dużo jest tam wątków i szczegółów, za dużo matematycznej precyzji (a ja z matmy byłam raczej kiepska). Dlatego do tej pory ograniczam się do pisania krótkich reportaży, recenzji i wywiadów. Te ostatnie szczególnie lubię, bo często odpowiedzi rozmówców zupełnie mnie zaskakują, a również wzbogacają o nową wiedzę. A już najlepiej jest, gdy wywiad przeprowadzam z człowiekiem starszym, artystą z doświadczeniem i bujną przeszłością. Wtedy mogę poczuć atmosferę dawnych lat, poznać plotki i szczegóły życia muzycznego w minionych dziesięcioleciach. To coś zupełnie fascynującego!
Dlatego również uwielbiam czytać reportaże, dzienniki, wywiady i wspomnienia z podróży. To moje ulubione formy literackie, przy których nigdy się nie nudzę. Powieści zdecydowanie schodzą na drugi plan.
Piszę o tym wszystkim, gdyż niedawno ukazał się mój artykuł napisany dla gazety Muzyka21. Jest to wspomnienie z koncertu we Frankfurcie  i wywiad z amerykańskim kompozytorem Michaelem Gordonem, którego utwór absolutnie mnie zachwycił (co nie zdarza się tak często, jeśli chodzi o muzykę współczesną, z którą mam przez ostatnie 4 lata bardzo dużą styczność). Tym większy szacunek dla pana Gordona, bo to duża rzecz w dzisiejszych czasach napisać coś, co się wyróżnia: utwór efektowny, ciekawy, który zostaje w pamięci i wywołuje dużo skojarzeń, gdzie muzyka bezpośrednio na słuchacza oddziałuje. Zalewa nas taka masa współczesnej muzyki, tyle jest kompozytorów pozbawionych dobrego warsztatu, tyle jest w końcu kompozycji bez koncepcji, bez polotu, po prostu nudnych i brzydkich, że cieszy mnie każdy utwór, który na tym tle się wyróżnia. Wiem co mówię, bo regularnie słucham koncertów Ensemble Modern, a czasem sama w nich uczestniczę. Wielu młodych twórców, chcąc wykreować się za wszelką cenę, tworzy w okół siebie aurę niesamowitości i ekscentryczności,  podkreślają to strojem, zachowaniem, pozą. Ich muzyka jest dziwna, pełna eksperymentów, ale często nic ona nie wnosi-ot, kolejny utwór, który raz zostanie zagrany, a potem zapomniany. Kompozytorzy nie znają się na instrumentacji a ich partytury często są niewykonalne, lub niedopracowane. Pisząc, odsłuchują swoje utwory na programach komputerowych, a potem dziwią się, że w wykonaniu żywych ludzi, wszystko brzmi inaczej, mniej precyzyjnie -że inna jest rytmizacja i intonacja.
Rozumiem, że ci młodzi ludzie eksperymentują, poszukują, ale dla wielu z nich Muzyka i Sztuka oraz chęć znalezienia muzycznego absolutu, dążenia do perfekcji, nie są nadrzędnymi celami. Ich celem jest kariera, czasem szybka i powierzchowna, sława i pieniądze. Tacy młodzi kompozytorzy nie mają w sobie żadnej pokory, żadnego poczucia wstydu, niepewności-grają współczesnych celebrytów- szalonych, zwariowanych, roztargnionych, którym wszystko trzeba wybaczać, często są nieuprzejmi dla wykonawców, aroganccy. I to mi się bardzo nie podoba! Oczywiście są wyjątki-i z tego należy się cieszyć, ale niestety tylko potwierdzają one regułę, o której tu napisałam.
Jestem ciekawa, czy tacy kompozytorzy zdają sobie sprawę, że wykonawcy bardzo często są wściekli na nich, że każą im grać takie straszne gnioty? Że ich partytury męczą, że te utwory są niewykonalne i ZA DŁUGIE? (zbyt długie kompozycje to osobny temat, to zdarza się niestety wszystkim kompozytorom,  niezależnie od wieku i narodowości-podczas jednego z koncertów w Filharmonii Berlińskiej uznanego kompozytora szwajcarskiego połowa sali wyszła w trakcie wykonywania utworu, gdyż trwał on półtorej godziny i był w zasadzie o niczym-materiał muzyczny ciągle się powtarzał! Wiem, bo byłam i widziałam, publiczność była zdegustowana na MAXA!!!) Że w końcu wykonawcy marzą o zrobieniu Vide z połowy utworu i zadają sobie pytanie: po jaką cholerę on to napisał?

Dlatego cieszy mnie mi się podejście Gordona (choć do młodych już raczej nie można go zaliczyć, to raczej kompozytor średniego pokolenia)- ma pomysł na siebie i konsekwentnie go realizuje, jest miły, bezpośredni i bezproblemowy. A jego utwór Cold, był dla mnie na prawdę dużym przeżyciem.

No cóż, trochę się rozpisałam. Na pewno jeszcze wrócę do tematu pisania, recenzji i innych tego typu spraw, bo mam sporo do opowiedzenia na te tematy. Wiele przygód mi się przydarzyło, o wielu rzeczach po prostu MUSZĘ tu napisać. Lista jest długa i czeka....:-)

Miłego długiego weekendu życzę!!!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz