sobota, 3 listopada 2012

Kurs dla skrzypków w Alghero (29.10-02.11. 2012)


I znów zawitałam na Sardynię. W tym roku to już trzeci raz (w marcu prowadziłam kurs dla skrzypków w Alghero, a w lipcu była Bosa Antica). To właśnie na Sardynii, w Alghero powstały jedne z pierwszych wpisów na tym blogu. Było to to chyba w marcu. Blog od tamtej pory odwiedziło już ponad 2600 osób, co bardzo mnie cieszy (mam włączoną opcję nieliczenia moich własnych wejść, więc mam nadzieję, że nie byłam to tylko ja:))
W tym roku pobyt zaczął się dość pechowo, gdyż z powodu opóźnienia samolotu we Frankfurcie i haotycznej przesiadki w Rzymie, moja walizka nie doleciała na czas. To już trzeci raz w ostatnich miesiącach, i mam nadzieję, że ostatni. Teraz jestem na lotnisku w Rzymie, wracam do Frankfurtu, mam przerwę pomiędzy dwoma samolotami i bardzo liczę na to, że tym razem bagaż dotrze razem ze mną (szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że w walizce znajduje się ser pecorino, genialne salami i około kilograma przepysznych włoskich i sardyńskich słodyczy, oraz oczywiście miód z Sardynii- jeden z moich ulubionych! Nie chciałabym, żeby to jedzenie się zepsuło!).
Tak czy inaczej trzy dni temu wylądowałam na Sardynii bez bagażu, za to z koszmarnym bólem głowy. Cały dzień we Frankfurcie była straszna pogoda, zimno, szaro i deszczowo, miałam więc nadzieję, że na Sardynii powita mnie upał i słońce. Niestety, tam też zawitała mgła, deszcz i sztormy. Więc niestety nie nacieszyłam się w pełni słońcem, za to nic mnie nie rozpraszało i miałam idealną atmosferę do pracy.
W tym roku, tak jak poprzednio, mieszkałam we wspaniałym hotelu Villa Las Tronas, gdzie tym razem poczułam się prawie jak u siebie. Hotel jest obłędny, położony nad samym morzem, z genialną kuchnią i przepięknym, bardzo gustownym wystrojem wnętrz. Oczywiście jest tam prywatna plaża i spa! Właścicel hotelu jest prawdziwym melomanem i mecenasem sztuki, intensywnie wspiera rozwój lokalnej kultury. To właśnie dzięki niemu oraz organizatorowi kursów, Alessio Manca, mój pobyt w Alghero był możliwy. Wspaniale, że są jeszcze tacy ludzie, którzy finansują artystów oraz edukację muzyczną i robią to zupełnie bezinteresownie!
Pomimo bardzo intensywnej pracy skorzystałam z uroków hotelu. 2 razy byłam w przepięknym spa, podziwiałam niesamowite widoki z hotelowego tarasu, wdychałam słone morskie powietrze i delektowałam się wspaniałymi posiłkami z hotelowej restauracji.
Do luksusu bardzo łatwo można się niestety przyzwyczaić. Będzie mi brałowało wykwintnych śniadań, świeżo wyciskanego soku z pomarańczy, soczystych melonów i ananasów oraz pieczonej na miejscu crostaty (to moje ulubione włoskie kruche ciasto z marmoladą, sklepowe nie umywa się do pieczonego w domu). I najlepszego na świecie cappuciono!
Pierwszą noc przespałam w hotelowym szlafroku, a następnego dnia musiałam doprowadzić się do stanu używalności przy naprawdę bardzo ograniczonej liczbie kosmetyków (bo wszystko, łącznie z kosmetyczką i laptopem miałam w walizce). Na szczęście następnego dnia bagaż dotarł i mogłam znowu w pełni korzystać z uroków Sardynii.
Pomimo niesprzyjającej pogody udało mi się zrobić wypad do Alghero (bo hotel znajduje się poza centrum miasta) i zjeść lunch w tej samej restauracji co poprzednio. Jest tam samoobsługa, w związku z tym panuje swobodna atmosfera, można jeść na dworze, nikt nikogo nie obserwuje. Wolę takie lokale niż sztywne restauracje z kelnerami, gdzie czuję się strasznie niezręcznie, szczególnie gdy jestem sama. Z przyjaciółmi to co innego, ale będąc sama zdecydowanie wolę lokale samoobsługowe. Oczywiście do mojego stolika podeszło stado kotów, które znają tę knajpę i przychodzą tam żebrać o resztki. Byłam na to przygotowana, więc zamówiłam dodatkowy chleb. Resztki ryby z obiadu również się nie zmarnowały:)
Na deser zjadłam jedyne w swoim rodzaju włoskie lody (tłuste i bardzo aromatyczne).
Kontynuując temat kulinarny:
Podczas trzech dni w Alghero zaliczyłam spaghetti a la vongola (x2:)), smażone świeże kalmary, solę ze szparagami i wiele rodzajów przeróżnych antipasti. No i oczywiście pizzę (moją ulubioną z bakłażanem, ma się rozumieć!). Na Sardynii dużo osób zamawia pizzę na której są frytki, dla mnie to dziwne połączenie, nie mówiąc o tym, jak straszna jest to kaloryczna bomba. Ale widocznie na Sardynii nikt sobie nic z kalorii nie robi, bo taką pizzę widziałam kilkakrotnie. Uczniowie też ją zamówili podczas pożegnalnej kolacji.

CDN...

Kilka zdjęć (robionych Iphonem, więc jakość średnia)

Widok z mojego okna!

Pierwsze w życiu łóżko z baldachimem:)

Widok z okna

Jadalnia
Jadalnia

Sola z warzywami w hotelowej restauracji

Jedyny moment lepszej pogody...
Palmy jesienią...
Wielka agawa w hotelowym ogrodzie
Widok na hotel podczas sztormu

 Te koty BARDZO chciały coś dostać:)


A to znalazłam na ścianie jednego z budynków:)

Najlepsze lody!!!!!
Spacer do portu w Alghero
Ostatni wieczór w pizzerii (w tle pizza z frytkami na wierzchu!)

CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz