środa, 30 maja 2012

Sapporo!

Po bardzo długiej i ciężkiej podróży dobiliśmy w ok. 12 w nocy tutejszego czasu końcu do Sapporo!
Podróż była ciężka, ponieważ lecieliśmy nocnym samolotem, miałam miejsc w środkowym rzędzie, więc nie było warunków do spania. W pobliżu mojego miejsca kilka osób całą noc gadało, co skutecznie uniemożliwiało spanie (pomimo zatyczek w uszach itp.). Do tego jestem dosyć mocno zaziębiona (wzięłam w końcu antybiotyk) więc nie mogłam sobie znaleźć dogodnej pozycji do spania-bo w każdej chciało mi się strasznie kaszleć. Generalnie, było ciężko, i nawet filmy w osobistym wyświetlaczu i  świadomość, że leci się największym i najnowocześniejszym modelem samolotu pasażerskiego na świecie, nie pomagała. Samolot, jak pisałam wcześniej, wielkiego wrażenia na mnie nie zrobił, spodziewałam się czegoś jeszcze bardziej ekstra. Zajrzałam do reklamowanej szeroko pierwszej klasy (na 2 poziom nie udało mi się niestety dostać), i wygląda ona w rzeczywistości dużo mniej  spektakularnie niż w telewizyjnej reklamie. Jednak wczorajszej nocy wiele bym dała, żeby mieć miejscówkę w tej właśnie klasie i wyspać się na normalnym łóżku, w pozycji leżącej!!!!!! A więc do Seulu doleciałam już mocno zmęczona, tam mieliśmy 5 godzin przerwy i potem jeszcze kolejny 3 godzinny lot do Sapporo. W sumie prawie 20 godzin w podróży, w tym może 3 godziny snu.
A więc wczoraj w nocy byłam dosłownie trupem!!!!!
Sama Japonia póki co, zrobiła na mnie dość przygnębiające wrażenie. Ulice są bardzo ciemne i słabo oświetlone. Jedynie główna ulica w Sapporo przypomina Japonię z moich  wyobrażeń. Czuję się tu raczej jak w HongKongu, japońskiego high-tec jeszcze nie widziałam, ale zobaczymy co będzie w kolejnych miastach.
W hotelu okazało się, że dostałam mały pokój dla palących-zapach był nie do zniesienia. Zeszłam na dół, do lobby hotelowego, żeby zmienić pokój, a tam okazało się, że jeszcze 7 osób ma podobny problem. W hotelu nie chcieli oczywiście zmienić nam pokoju, obsługa była niemiła i zaczęli robić wielki problem z tej zamiany. Ale na szczęście menagerka orkiestry wykłóciła się o inne  (większe!!!!:-)) pokoje dla nas (za które orkiestra musi dopłacać) i tym sposobem mam super duży i piękny pokój piękną dużą łazienką itp! Chociaż raz mam szczęście do dobrego pokoju. Wniosek z tego, że zawsze trzeba próbować zawalczyć o swoje.
Na szczęście sklepy są tu czynne całą dobę, więc kupiłam sobie różne pyszne rzeczy do jedzenia i zaopatrzyłam się w produkty śniadaniowe:-) Na razie boję się jeść sushi (po katastrofie w Japonii zdania na temat jedzenia japońskich morskich produktów są podzielone). Jednak w zasadzie prawie wszystko do jedzenie, co jest w sklepie pochodzi tu z morza, więc trudno, coś trzeba w końcu jeść. Póki co kupiłam sobie kanapkę ryżową z kawiorem (!!!) i duży pakiet miso.

W nocy padłam, spałam 9 godzin ciurkiem, obudziłam się o 13 tutejszego czasu. Czuję się już trochę lepiej. Kaszel nadal mnie męczy, ale chyba zaczynam się jakoś wydobywać z tej choroby. Dziś ostatnia dawka antybiotyku:-)

Trochę poćwiczyłam, jakoś powili przedzieram się przez tego Mahlera. Nie jest łatwo, ale walczę:-) Nawet nie chcę myśleć, co będzie na jutrzejszej próbie. Jest tylko 1 generalna próba na cały program, a potem koncert. To będzie ostra jazda bez trzymanki grać Mahlera nr 5 po 1 próbie na mega jet-lagu!!!!
Ale życie to wyzwanie, trzeba stawiać mu czoła i być odważnym. Do odważnych świat należy.

Idę teraz zwiedzać miasto (a raczej sklepy, chcę kupić jakieś pamiątki itp-tu jest chyba taniej niż w Tokyo). No i muszę w końcu coś zjeść, bo od rana jadę na miso.

Jest na tej trasie spora grupa polaków, więc mam fajne towarzystwo i na pewno będzie się dużo wesołych rzeczy działo.

Wieczorem wrzucę trochę zdjęć!

A to już krótki filmik z Sapporo:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz